Gdzie znajdę przystępnie podane, różnorodne informacje prawne?
Centrum prasowe DZP.
25.09.2012
Michał Kulesza: Państwo lekką ręką oddaje pieniądze pacjentów prywatnym placówkom. W większości tych publicznych jest dobra kadra, nowoczesne urządzenia, ale ich potencjał nie jest wykorzystywany nawet w połowie, bo nie wolno im wykonywać odpłatnych zabiegów.
Szpitale są zadłużone już na ponad 10,5 mld zł i wiele z nich ten rok zakończy stratami. Zgodnie z ustawą o działalności leczniczej przynajmniej część z tych długów będą musiały wziąć na siebie samorządy. Co to dla nich oznacza?
Gdy budżet powiatu wynosi 50 mln zł, a szpital ma 30 mln zł długu, to dla mieszkańców oznacza katastrofę. Zgodnie z ustawą o działalności medycznej powiat musi przekształcić zadłużony szpital w spółkę i przejąć jego długi. Ale to jest złamanie podstawowych reguł finansowania ochrony zdrowia. Świadczenia zdrowotne finansowane są przez NFZ ze składki zdrowotnej. Zadania z tego zakresu co do zasady wyłączone są więc z budżetu państwa i samorządu. Gdy ten model zostanie zaburzony, wirus zadłużenia ochrony zdrowia rozleje się poprzez samorządy na wszystkie dziedziny życia zbiorowego. Taka forma „dzielenia się” przez rząd odpowiedzialnością za finansowanie świadczeń zdrowotnych z samorządami doprowadzi społeczności lokalne do zapaści. Za chwilę nie będziemy mieć pomocy społecznej, dróg, szkół, bo już dziś w samorządach są ogromne niedobory finansowe.
To jak uchronić samorządy i szpitale przed zapaścią?
NFZ to instytucja skrajnie biurokratyczna i preferuje też taki sposób zarządzania ochroną zdrowia i dostępem do świadczeń. Właścicielami większości publicznych ZOZ-ów są samorządy, ale nie mają one wpływu na zarządzanie szpitalem. Placówki mają ustalone limity świadczenia usług zdrowotnych, zazwyczaj za niskie w stosunku do potrzeb ludności, a także znacznie poniżej swojego potencjału. Pacjent bezskutecznie szuka szpitala z niewykorzystanym limitem i w końcu ląduje w kolejce medycznej. Jednocześnie ok. godz. 14.00 w większości publicznych szpitali życie zamiera. Lekarze przechodzą na drugą stronę ulicy do prywatnych gabinetów, gdzie przyjmują pacjentów za pieniądze. W większości placówek mamy dobrą kadrę, nowoczesne urządzenia, ale ich nie wykorzystujemy nawet w połowie, bo publicznym ZOZ-om nie wolno wykonywać odpłatnych zabiegów. I zadłużenie rośnie. Rośnie też kolejka medyczna – pacjentów oczekujących. Tymczasem państwo lekką ręką oddaje pieniądze pacjentów prywatnym placówkom. A powinny trafiać do tychże lekarzy, za ich dodatkową pracę w placówkach publicznych.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna, 25 września 2012
Całość artykułu jest dostępna w załączonym pliku PDF