Stało się. Dziś rano posłowie oficjalnie zakończyli prace nad ustawą zmieniającą przepisy o czasie pracy. Od początku projekt skrojono jako opcję minimum – chodziło o to, aby zbytnio nie irytować partnerów społecznych, a tym samym zwiększyć szansę na wprowadzenie (jakichkolwiek) zmian w wyjątkowo dotąd nieprzyjaznym dla przedsiębiorców środowisku, jakim jest Dział 6 Kodeksu pracy dotyczący czasu pracy. Z tego powodu, już na wstępie prac sejmowych, zrezygnowano z większości propozycji projektu poselskiego, przewidującego takie innowacje jak zmniejszenie wysokości dodatków za pracę w godzinach nadliczbowych.
Sprezentowana dziś pracodawcom przez posłów opcja minimum wygląda, z grubsza, tak:
- możliwość wydłużenia okresu rozliczeniowego do 12 miesięcy w każdym systemie czasu pracy – co do zasady – po uzyskaniu zgody partnerów społecznych (związków lub przedstawicieli pracowników);
- ruchomy czas pracy, czyli możliwość rozpoczynania i kończenia pracy w różnych godzinach lub przedziałach czasowych, co do zasady po uzyskaniu zgody partnerów społecznych (związków lub przedstawicieli pracowników), ewentualnie, niezależnie od uzgodnień, na pisemny wniosek pracownika;
- wyraźne uregulowanie wykluczające uznanie za pracę w godzinach nadliczbowych ponownej pracy w tej samej dobie pracowniczej (pisaliśmy już o godzinach nadliczbowych „niechcący”) oraz czasu odpracowania wyjścia w ciągu dnia pracy w celu załatwienia spraw osobistych (w praktyce pozwala to na uzgodnienie z przełożonym dłuższych niż 1 godzinna przerw „lunchowych”);
- możliwość wprowadzenia przerywanego systemu czasu pracy także u pracodawców, u których nie działają związki zawodowe.
- oraz, co raczej negatywnie zaskakuje w ustawie mającej uelastycznić czas pracy, obowiązek sporządzania harmonogramów czasu pracy obejmujących co najmniej 1 miesiąc, chyba że pracownik zaliczony jest – szczęśliwie – do jednej z poniższych kategorii:
– mającej zadaniowy czas pracy,
– której rozkład czasu pracy wynika z prawa pracy (to najciekawsze sformułowanie ustawy), obwieszczenia lub umowy o pracę,
– mającej ruchomy czas pracy,
– mającej ustalony indywidualny rozkład czasu pracy (na wniosek pracownika).
Niby lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu, ale czy rzeczywiście nie dało się lepiej..?
Tak czy siak ustawa trafiła na biurko Prezydenta, który ma 21 dni na jej podpisanie, co powinno być czystą formalnością. Następnie, po 14 dniach od jej ogłoszenia w Dzienniku Ustaw, nowe przepisy wejdą w życie i wtedy dopiero się zacznie. Data protestów partnerów społecznych już jest znana – to 11 września…
W końcu doczekaliśmy się rozwiązań w tej drażliwej kwestii. Zobaczymy jak to w praktyce jeszcze będzie wyglądać.