O zakazie pracy w święta w placówkach handlowych pisaliśmy już na łamach naszego bloga (patrz: Pojutrze święto – żniwa dla stacji benzynowych), ale że temat wiecznie żywy – świąt u nas bowiem dostatek – a potrzeba konsumpcji w narodzie nie ginie, postanowiliśmy do tematu wrócić i odpowiedzieć na ważkie pytanie, czy taki diabeł straszny jak go malują.
Teoretycznie bowiem, za złamanie zakazu pracy w święto grozi niesubordynowanemu pracodawcy grzywna nawet do 30 tys. zł, nakładana przez sąd na wniosek inspektora pracy. Kwota może przerażać, zwłaszcza, że nakładana jest na konkretną osobę, a nie firmę (np. szefa działu zasobów ludzkich albo dyrektora sprzedaży – wytycznych nie ma, teoretycznie na tego, kto pracę zlecał, w praktyce często według zasady: na kogo padnie, na tego bęc). Czy rzeczywiście powinna jednak przerażać? Praktyka PIP pokazuje, że nie. Otóż inspektorzy pracy nie sięgają tak głęboko do kieszeni pracodawców, jak mogliby sięgać, i wolą karać mandatami niż odsyłać sprawy do sądu. Ze statystyk wynika, że w 2012 r. (do jesieni) nałożyli 56 mandatów w 104 firmach na łączną kwotę ok. 66 tys. zł. To w przeliczeniu „na łebka” daje średnią grzywnę w kwocie niecałych 1200 zł. Ryzyko kilkudziesięciotysięcznej kary jest zatem w praktyce czysto hipotetyczne.
Co więcej, inspektor pracy nie ma władztwa, aby sklep w dzień świąteczny zamknąć. Jeśliby więc zdarzyło się, że inspektor – w czasie spaceru – natknie się na otwarty w święto sklep, to jedyne, co może zrobić, to wrócić w dzień powszedni i pracodawcę skontrolować.
Osobiście widzę natomiast większe ryzyko, jeśli jakiś pracodawca postanowiłby obejść zakaz zatrudniając pracowników w oparciu o umowy cywilnoprawne (zlecenia, o dzieło), których to umów zakaz pracy w święta – w teorii przynajmniej – nie dotyczy. O ile umowy o dzieło zapewne zbyt często w handlu się nie zdarzają (są umowami rezultatu, czyli uzależniają wynagrodzenie od osiągnięcia określonego wyniku), to umowy zlecenia już zapewne tak. Rodzi się jednak pytanie, czy można być zatrudnionym w sklepie na umowie zlecenia w warunkach, które nie obligują do zawarcia umowy o pracę. Czyli, czy można powiedzieć, że taka osoba, pracując w sklepie, nie pozostaje pod bieżącym kierownictwem pracodawcy, co do miejsca, czasu i sposobu wykonywania czynności. Wydaje się to być co najmniej trudne. A jeśli nie można, to pracodawca naraża się dodatkowo na grzywnę za naruszenie zakazu zawierania umów cywilnoprawnych w sytuacjach, w których powinny być zawarte umowy o pracę (znowu – w teorii – do 30 tys. zł), a dodatkowo grozi mu przekwalifikowanie takiej umowy na umowę o pracę (np. przez US w trakcie kontroli). A to ma już zawsze przełożenie na podatki i czasem na składki na ubezpieczenie społeczne (osławiona umowa o dzieło). Oczywiście w jednorazowych przypadkach ryzyko (ekonomiczne) i tak jest nieduże. Dopiero przy wielu pracownikach ma znaczenie i może być rzeczywistym obciążeniem finansowym.
Natomiast zdecydowanie najgorsza wiadomość, jaka płynie z informacji PIP jest taka, że to najczęściej klienci sami donoszą o złamaniu zakazu pracy w święto…
Ciekaw jestem czemu Ci klienci zgłaszają takie sprawy, przecież jeśli sklep funkcjonuje w święto i pracownicy nie mają żadnych obiekcji to co to komu szkodzi?
Mają albo nie mają. Na prawo i lewo trąbi się o bezrobociu, więc każdy zaciska zęby i idzie do pracy. Konkurencja w tym zawodzie jest ogromna, szkolenie na obsługę kasy i można pracować, wiedząc że na moje stanowisko jest kolejka kilkunasty/dziesięciu osób też bym nie narzekał tylko pracował 🙂
Też dziwi mnie postawa klientów. A może są to bliscy osoby, która zamiast świętować musi stać za ladą? Osobiście uważam, że zakaz handlu w święta to kolejna prowizorka. Pracodawca, który w taki dzień traci kilka lub kilkadziesiąt tysięcy dochodu, poświęci te 1200 zł na mandat. A przecież i tak nie wiadomo, czy go dostanie… Kary trzeba zwiększyć i tyle.