Nie słyszałem jakoś o działaczach związkowych skazanych w procesie karnym za przestępstwa związane z ich działalnością. Niemniej zawsze jest tak, że jeśli istnieje jakieś zagrożenie karne w konkretnej sytuacji, to adresat takiego przepisu (np. taki działacz związkowy) z reguły działa ostrożniej, żeby nie narazić się na kłopoty.
W Polsce mamy natomiast od prawie dwóch lat taki stan, że działacze związkowi mogliby sobie pozwolić na wiele, bez obawy o zarzuty karne.
Zaczęło się od wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 13 maja 2008 (P 50/07). Trybunał orzekł wtedy, że niezgodny z Konstytucją jest przepis karny z ustawy o związkach zawodowych, zgodnie z którym „karze (grzywnie lub ograniczeniu wolności – moja uwaga) podlega ten, kto w związku z pełnioną funkcją związkową kieruje działalnością sprzeczną z ustawą.” Trybunał nie dyskutował z samą ideą karalności działaczy związkowych naruszających prawo przy wykonywaniu funkcji. Stwierdził natomiast, że ten przepis jest sformułowany zbyt ogólnie, jak na przepis karny. Już Rzymianie wiedzieli, że nullum crimen sine lege certa, co oznacza, że prawodawca musi dokładnie określić, co jest zakazane, żeby każdy obywatel miał pełną jasność, co wolno, a czego nie. Trybunał uznał, że „działalność sprzeczna z ustawą” to zbyt ogólne określenie. I wypada się z tym zgodzić. Ponadto Trybunał wytknął ustawodawcy, że przepis ten jest daleko idącą ingerencją w takie prawa jak prawo do rokowań, do zawierania układów zbiorowych pracy i innych porozumień, prawo do organizowania strajków pracowniczych i innych form protestu. Trybunał orzekł o niezgodności tego przepisu ze skutkiem natychmiastowym i to zagrożenie karne wypadło z naszego systemu prawnego z dniem publikacji orzeczenia (26 maja 2008).
Najpierw rząd, a potem Senat wzięły się więc do pracy nad projektem nowego przepisu karnego do ustawy o związkach zawodowych. Do marszałka Sejmu wpłynęły po roku dwa odrębne projekty. Oba mają na celu naprawienie błędu wytkniętego przez Trybunał, czyli – precyzyjne sformułowanie, czego działaczom związkowym pod groźbą kary nie wolno.
Różnią się tym, że rząd (jak wynika ze stenogramów sejmowych – z pełną premedytacją) postanowił określić szeroko sferę czynów zabronionych. Karalne miałoby być więc przeznaczanie przez działaczy dochodów z aktywności gospodarczej związku na cele niezwiązane z działalnością związkową, dyskryminowanie „nie swoich” pracowników (np. takich, którzy należą do innego związku) oraz nieinformowanie pracodawcy o stanie liczbowym organizacji zakładowej albo międzyzakładowej. Co więcej, rząd zaproponował za jednym zamachem sprecyzowanie podobnego przepisu w ustawie o sporach zbiorowych. Senat natomiast ograniczył się tylko do karalności za niewłaściwe finansowanie związku.
Oba projekty utknęły na razie w sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny. Komisja zajęła się nimi w lipcu 2009. Uznała, że projektem bazowym będzie projekt rządowy i skierowała go do prac w podkomisji. Z informacji na stronach sejmowych wynika, że komisja zwróciła się też w tej sprawie o dodatkowe ekspertyzy.
Widoków na uchwalenie nowych przepisów nie ma. Słowem, na razie nie ma i karalności, więc działacze związkowi żyją póki co w nieco „przyjaźniejszym” świecie.
Swoją drogą to ciekawe pytanie; jak daleko Państwo powinno ingerować w sferę wolności związkowej? Ideały ideałami, ale przynajmniej w kwestiach finansowych związki zawodowe powinny być czyste, jak łza.