Inwestując w przedsięwzięcie przemysłowe czy infrastrukturalne należy – rzecz oczywista – upewnić się, że powstający obiekt spełnia wszelkie ustanowione standardy oddziaływania na środowisko. Czy jednak przestrzeganie obowiązujących norm prawnych zawsze będzie wystarczające? Odpowiedź nie jest jednoznaczna.
Prawnicy środowiskowi nierzadko spotykają się w praktyce z fantazyjnymi wywodami uzasadniającymi sprzeciw wobec powstania określonego przedsięwzięcia. Jednym z ciekawszych zabiegów jest dowodzenie, że normy określone w rozporządzeniu wykonawczym nie odzwierciedlają obecnego stanu wiedzy naukowej. Jako takie zaś nie są wystarczające do zapewnienia odpowiedniego poziomu ochrony środowiska, życia i zdrowia ludzi. Konsekwencją wydania decyzji administracyjnej będzie więc naruszenie ogólnych przepisów dotyczących danego elementu środowiska oraz zasad tej gałęzi prawa, takich jak zasada przezorności określona w art. 6 ust. 2 ustawy z dnia 27 kwietnia 2001 r. – Prawo ochrony środowiska (tekst jednolity: Dz.U. z 2013 r. poz. 1232 ze zm., dalej: „p.o.ś.”), a w dalszej kolejności także pogwałcenie standardów konstytucyjnych – prawnej ochrony życia (art. 38 Konstytucji RP) oraz zapewnienia bezpieczeństwa ekologicznego (art. 74 ust. 1 Konstytucji RP).
Argumentacji takiej trudno a priori odmówić logiki. Nie da się wszak wykluczyć sytuacji, w której aktualne wyniki badań jednoznacznie wskazują na negatywne skutki danego poziomu oddziaływania, dopuszczalnego jeszcze przez polskie rozporządzenie. Uprawnienia sądu do niezastosowania w takich okolicznościach przepisu aktu wykonawczego można wywodzić z art. 178 ust. 1 Konstytucji RP (tak np. wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z dnia 30 marca 2010 r., sygn. akt I FSK 264/09, zob. też: B. Banaszak, Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. Komentarz. Legalis 2012).
W praktyce rozstrzygnięcie tego rodzaju jest mało prawdopodobne. Dokonując samodzielnej oceny dopuszczalnych poziomów emisji lub zanieczyszczeń, sąd wkroczyłby dosyć istotnie w zakres kompetencji właściwego ministra (abstrahując od ewentualnych uwarunkowań wynikających z prawa UE). Już udowodnienie okoliczności usprawiedliwiających taką ingerencję jest zadaniem niezwykle trudnym. Dodatkowo zaś należałoby przekonać sąd do faktycznego przejęcia roli prawodawcy. Nie dziwi więc, że argumentacja tego rodzaju nie spotyka się w praktyce ze zrozumieniem. Jak wskazał Naczelny Sąd Administracyjny w wyroku z dnia 15 maja 2009 r., sygn. akt II OSK 788/08:
organy administracji publicznej rozpatrujące sprawy w postępowaniu administracyjnym oraz sądy administracyjne kontrolujące działalność administracji publicznej pod względem zgodności z prawem, nie są uprawnione i nie mają możliwości dokonania oceny czy dane przedsięwzięcie emitujące pola elektromagnetyczne, jest szkodliwe dla zdrowia i życia ludzkiego, pomimo że spełnia warunki przewidziane w obowiązującym prawie.
Także Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie w wyroku z dnia 3 kwietnia 2007 r., sygn. akt IV SA/Wa 2063/06 nie ma wątpliwości, że:
wobec przyjęcia ustawowych (w drodze przepisów wykonawczych do ustawy) standardów oddziaływania określonych zagrożeń na środowisko, wyznaczających wielkości graniczne w tym zakresie, rola odpowiedniego organu sprowadza się zatem w istocie do stwierdzenia, czy zamierzone oddziaływanie mieści się w wyznaczonych przez przepisy granicach,
czy też je przekracza.
Ustalenie poziomu zanieczyszczeń akceptowalnego z perspektywy konstytucyjnych zasad i wartości jest zatem zadaniem właściwego ministra, występującego tu w roli prawodawcy. Organy administracji publicznej, reprezentujące władzę wykonawczą, pozostają takim ustaleniem związane. Sądy administracyjne potencjalnie mogłyby podważyć zasadność przyjętych standardów, jednak nie zwykły korzystać z tego uprawnienia. W odniesieniu do przyjmowanych norm technicznych trudno bowiem o wyraźną sprzeczność z przepisem ustawy, a zatem władza sądownicza nie znajduje pretekstu do wykroczenia poza swoje tradycyjne zadania.
Powyższy stan rzeczy nie wpływa jednak na ewentualną odpowiedzialność cywilnoprawną przedsiębiorcy. Przyjęcie, że dany poziom oddziaływania na środowisko jest dopuszczalny, nie oznacza bowiem, że nie może on skutkować wyrządzeniem szkody innemu podmiotowi. Na takim stanowisku stanął przykładowo Sąd Apelacyjny w Warszawie w wyroku z dnia 7 marca 2012 r., sygn. akt VI ACa 1455/10. W przywołanym orzeczeniu sąd uznał, że zachowanie nienaruszające norm technicznych ani norm związanych z używaniem lub emisją niebezpiecznych substancji może w określonych wypadkach skutkować odpowiedzialnością cywilnoprawną oraz (w realiach rozstrzyganej sprawy) możliwością żądania przedsięwzięcia środków niezbędnych do odwrócenia grożącego niebezpieczeństwa, na podstawie art. 439 ustawy z dnia 23 kwietnia 1964 r. Kodeks cywilny (tekst jednolity: Dz. U. z 2014 r. poz. 121).
Także przepis art. 325 p.o.ś. nie pozostawia w tym zakresie wątpliwości: odpowiedzialności za szkody wyrządzone oddziaływaniem na środowisko nie wyłącza okoliczność, że działalność będąca przyczyną powstania szkód jest prowadzona na podstawie decyzji i w jej granicach. Zasada ta była utrwalona w orzecznictwie na długo przed zapisaniem jej w tekście ustawy. Już w wyroku z dnia 7 kwietnia 1970 r. (sygn. akt III CZP 17/70) Sąd Najwyższy wskazał, że zakład przemysłowy odpowiada za szkody spowodowane emitowaniem substancji trujących również wtedy, gdy stężenie ich nie przekracza ustalonych norm, chyba że chodzi o powszechnie odczuwane w danym rejonie skutki pogorszenia się środowiska przyrodniczego.
Zatem także sądy cywilne nie znajdują potrzeby podważenia przyjętych standardów wykonawczych. Wskazują bowiem słusznie, że normy tego rodzaju regulują możliwość powstania i funkcjonowania danej instalacji. Jeżeli pomimo ich dotrzymania doszło do wyrządzenia udowodnionej szkody, właściwy podmiot nie uniknie odpowiedzialności cywilnoprawnej.